SPIESZMY SIĘ UCZYĆ LUDZI
TAK SZYBKO GŁUPIEJĄ
GDYBYŚMY MIELI JAJA...
to bez obwijania w bawełnę mówilibyśmy, że religijne prawdy to po prostu pospolite pierdoły, że włączanie dogmatu do dyskusji oznacza sankcjonowanie go, przyznawanie mu niezasłużonego statusu; że biblijny barbarzyński Bóg z pustyni, jego wynalazcy i czciciele zasługują tylko na środkowy palec. Po prostu gralibyśmy krótką piłkę, zamiast sponsorować budżetowymi milionami PLN np. rozmaite spędy młodej i starej Kkatotrzody, by sprawić radość wielkiemu i pomniejszym szamanom Kkorporacji. Ale cóż, poważny deficyt jaj niestety występuje!
---
Powiedziano mi, że niby moje argumenty są zbyt toporne, że wyrządzam szkodę sprawie ateizmu, że nie wnoszę niczego do debaty... i mój ulubiony kawałek: ,,Nie nawrócisz ludzi na ateizm przez obrażanie ich."
No cóż, w porządku. Po pierwsze, jeśli chodzi o tę toporność, to, jakby ktoś nie zauważył, mówimy tu o religii, a nie ma nic bardziej topornego od monoteistycznego dogmatu. Mogę tylko pomarzyć o osiągnięciu takiego poziomu toporności, ale dla was zrobię co w mojej mocy.
Naturalnie, jak najbardziej chciałbym okazać więcej szacunku dla szczerej wiary wyznawanej przez ludzi, naprawdę chciałbym. Jednak niestety pogwałciłoby to moją własną szczerą wiarę, że religia jest paskudnym kłamstwem i zagrożeniem dla cywilizacji, więc widzicie, że mam tu problem.
Poza tym nie sądzę, bym obrażał kogoś, kto by na to po tysiąckroć nie zasługiwał. Sądzę też, że gdybyśmy nieco bardziej obrażali, w miejsce bezsensownego dyskutowania, to może religia straciłaby to nadęte poczucie własnej ważności i nie byłoby na tym świecie tylu ludzi chcących, żebyśmy swoje życie podporządkowali ideom i historiom, które wprawiłyby w zakłopotanie podrzędnego autora powieści fantastycznych.
Według mnie włączanie dogmatu do dyskusji oznacza sankcjonowanie go i przyznawanie mu statusu, na który po prostu nie zasługuje. Ta jego arogancka nachalność już dawno pozbawiła go prawa, które być może miał, do bycia traktowanym z szacunkiem.
Na zbyt wiele już sobie pozwolono. Wpuszczono religijny dogmat tam, gdzie nie ma on prawa przebywać, nie mówiąc o pretensjach do posiadania autorytetu w kwestiach, w których żadnego autorytetu nie posiada. I nie wydaje mi się, żeby to była sprawa do uprzejmej dyskusji, zwłaszcza że nie można spodziewać się niczego poza masą wygłaszanych bez zająknienia, niesprawdzonych pewników, przy każdej okazji uparcie wbijanych ludziom do głowy niczym gwoździe do trumny.
Dogmat jest ślepy i głuchy na wszystko, co rozum ma do zaoferowania. Jako że wiara jest niepodważalna, to właściwie gdzie jest miejsce na dyskusję? Wy, dajmy na to, podporządkowujecie się nakazom rozumu; religia je lekceważy i neutralizuje wasze argumenty, zanim jeszcze otworzycie usta. Nie jest ani trochę zainteresowana tym, co macie do powiedzenia: ,,Tak, tak, OK, ale musicie się podporządkować, bo tak jest napisane w tej książce."
Właśnie teraz w Wielkiej Brytanii jacyś chrześcijańscy fanatycy próbują wytoczyć proces o bluźnierstwo producentom popularnej opery komicznej. Już sama idea bluźnierstwa, wyobrażenie, że bluźnierstwo jako koncept w ogóle istnieje mówi wszystko o religii, bo to tylko oznacza, że niektórzy ludzie ubzdurali sobie, że będą się czuli obrażeni w imieniu Boga. Nie wierzą, że Bóg może sam decydować, czy ma się czuć obrażonym i ewentualnie odpowiednio sprawę załatwić w dniu sądu ostatecznego. Nic z tych rzeczy, oni chcą, żeby kara była wymierzona już teraz, tu na ziemi, dla ich własnej satysfakcji. Bo nie chodzi tu o Boga, prawda? Chodzi o ich własną chorobę psychiczną, jak to często bywa, gdy religię wykorzystują i nadużywają jej ciemni jak tabaka w rogu, ograniczeni fanatycy.
Mamy tu do czynienia z tą samą mentalnością, która chce nas zmusić, byśmy żyli w przeszłości. Zgoda, przeszłość ma nam sporo dobrego do przekazania, ale nie wolno jej pozwolić, by nas zatrzymywała siłą. Wolność od religii, od niemożliwych do udowodnienia wierzeń innych ludzi jest naszym podstawowym prawem, a przynajmniej tak mi się wydaje. Mimo to pewni bardzo zdeterminowani ludzie chcieliby to prawo nam odebrać, a jeśli czegoś z tym nie zrobimy, to pozwolimy im dopiąć swego.
Sądzicie może, że da się coś z tym zrobić w drodze uprzejmej dyskusji: wysuwać argumenciki i kontrargumenciki i demonstrować wszem wobec, jakim sprytnym mądralą się jest, i że będzie świetna zabawa. Tu dobra wiadomość: nie ma potrzeby się martwić, że zjawi się ktoś taki jak ja i wyrządzi szkodę sprawie, bo tu sprawy nie ma. Jest tylko hobby.
Gdyby Bóg istniał, a ja miałbym powód, by go o cokolwiek prosić, to myślę, że prawdopodobnie poprosiłbym go o ochronę przed przekleństwem, jakim są uprzejmi, pełni szacunku ateiści. Dziś religia wymknęła się spod kontroli właśnie dlatego, że zbyt długo zbyt wielu ludzi postępowało zbyt dyplomatycznie. Gdybyśmy mieli jaja, by lata temu, gdy był na to czas, przeprowadzić stanowczą rozmowę i odesłać całą tę obraźliwą bzdurę na jej właściwe miejsce obok astrologii i chiromancji, to nie musielibyśmy o tym rozmawiać teraz. Wykorzystywalibyśmy czas w bardziej pożyteczny sposób. Cóż za marnotrawstwo Oświecenia!
Moje stanowisko jest całkiem jasne. Wierzcie sobie, w co wam się żywnie podoba, ale jeśli chcecie, żebym ja też uwierzył, to przedstawcie dowody albo przygotujcie się na kpiny i żarty. Nie oczekujcie uprzejmej dyskusji. Nie próbuję przy tym nikogo na nic nawracać. Mam gdzieś, w co kto wierzy dopóty, dopóki nie muszę tego wszystkiego wysłuchiwać. A tak przy okazji na przyszłość - dotyczy to też zachowujących się protekcjonalnie ateistów.
Nie interesuje mnie debatowanie na temat tego, czy Bóg istnieje, czy nie. Gówno mnie to obchodzi. Jeśli istnieje, to może sobie podłubać w nosie. Prawdę mówiąc, może ,,zbliżyć się" do siebie - w sensie biblijnym - bo ja nie chcę mieć nic wspólnego z jakimkolwiek bogiem, który zachęca do mordowania w jego imieniu, czyli do tego, co nieustannie robi ten biblijny Bóg pustynny.
W gruncie rzeczy wstydzę się i jestem zażenowany tym, że stworzył mnie ktoś posiadający system tak durnowatych wartości i dlatego właśnie nie obnoszę się z tym. Dalej więc werbalnie pokazuję środkowy palec jego tak zwanej religii, a wy możecie dalej uprzejmie dyskutować, bo kto wie, może osiągniecie jakiś korzystny kompromis i będziecie musieli spędzić na klęczkach tylko połowę życia. To może się wam nawet spodobać. Jeśli jednak nie, to będziecie chociaż mieli jakieś zajęcie, bo przecież o to głównie chodzi, prawda?
No cóż, w porządku. Po pierwsze, jeśli chodzi o tę toporność, to, jakby ktoś nie zauważył, mówimy tu o religii, a nie ma nic bardziej topornego od monoteistycznego dogmatu. Mogę tylko pomarzyć o osiągnięciu takiego poziomu toporności, ale dla was zrobię co w mojej mocy.
Naturalnie, jak najbardziej chciałbym okazać więcej szacunku dla szczerej wiary wyznawanej przez ludzi, naprawdę chciałbym. Jednak niestety pogwałciłoby to moją własną szczerą wiarę, że religia jest paskudnym kłamstwem i zagrożeniem dla cywilizacji, więc widzicie, że mam tu problem.
Poza tym nie sądzę, bym obrażał kogoś, kto by na to po tysiąckroć nie zasługiwał. Sądzę też, że gdybyśmy nieco bardziej obrażali, w miejsce bezsensownego dyskutowania, to może religia straciłaby to nadęte poczucie własnej ważności i nie byłoby na tym świecie tylu ludzi chcących, żebyśmy swoje życie podporządkowali ideom i historiom, które wprawiłyby w zakłopotanie podrzędnego autora powieści fantastycznych.
Według mnie włączanie dogmatu do dyskusji oznacza sankcjonowanie go i przyznawanie mu statusu, na który po prostu nie zasługuje. Ta jego arogancka nachalność już dawno pozbawiła go prawa, które być może miał, do bycia traktowanym z szacunkiem.
Na zbyt wiele już sobie pozwolono. Wpuszczono religijny dogmat tam, gdzie nie ma on prawa przebywać, nie mówiąc o pretensjach do posiadania autorytetu w kwestiach, w których żadnego autorytetu nie posiada. I nie wydaje mi się, żeby to była sprawa do uprzejmej dyskusji, zwłaszcza że nie można spodziewać się niczego poza masą wygłaszanych bez zająknienia, niesprawdzonych pewników, przy każdej okazji uparcie wbijanych ludziom do głowy niczym gwoździe do trumny.
Dogmat jest ślepy i głuchy na wszystko, co rozum ma do zaoferowania. Jako że wiara jest niepodważalna, to właściwie gdzie jest miejsce na dyskusję? Wy, dajmy na to, podporządkowujecie się nakazom rozumu; religia je lekceważy i neutralizuje wasze argumenty, zanim jeszcze otworzycie usta. Nie jest ani trochę zainteresowana tym, co macie do powiedzenia: ,,Tak, tak, OK, ale musicie się podporządkować, bo tak jest napisane w tej książce."
Właśnie teraz w Wielkiej Brytanii jacyś chrześcijańscy fanatycy próbują wytoczyć proces o bluźnierstwo producentom popularnej opery komicznej. Już sama idea bluźnierstwa, wyobrażenie, że bluźnierstwo jako koncept w ogóle istnieje mówi wszystko o religii, bo to tylko oznacza, że niektórzy ludzie ubzdurali sobie, że będą się czuli obrażeni w imieniu Boga. Nie wierzą, że Bóg może sam decydować, czy ma się czuć obrażonym i ewentualnie odpowiednio sprawę załatwić w dniu sądu ostatecznego. Nic z tych rzeczy, oni chcą, żeby kara była wymierzona już teraz, tu na ziemi, dla ich własnej satysfakcji. Bo nie chodzi tu o Boga, prawda? Chodzi o ich własną chorobę psychiczną, jak to często bywa, gdy religię wykorzystują i nadużywają jej ciemni jak tabaka w rogu, ograniczeni fanatycy.
Mamy tu do czynienia z tą samą mentalnością, która chce nas zmusić, byśmy żyli w przeszłości. Zgoda, przeszłość ma nam sporo dobrego do przekazania, ale nie wolno jej pozwolić, by nas zatrzymywała siłą. Wolność od religii, od niemożliwych do udowodnienia wierzeń innych ludzi jest naszym podstawowym prawem, a przynajmniej tak mi się wydaje. Mimo to pewni bardzo zdeterminowani ludzie chcieliby to prawo nam odebrać, a jeśli czegoś z tym nie zrobimy, to pozwolimy im dopiąć swego.
Sądzicie może, że da się coś z tym zrobić w drodze uprzejmej dyskusji: wysuwać argumenciki i kontrargumenciki i demonstrować wszem wobec, jakim sprytnym mądralą się jest, i że będzie świetna zabawa. Tu dobra wiadomość: nie ma potrzeby się martwić, że zjawi się ktoś taki jak ja i wyrządzi szkodę sprawie, bo tu sprawy nie ma. Jest tylko hobby.
Gdyby Bóg istniał, a ja miałbym powód, by go o cokolwiek prosić, to myślę, że prawdopodobnie poprosiłbym go o ochronę przed przekleństwem, jakim są uprzejmi, pełni szacunku ateiści. Dziś religia wymknęła się spod kontroli właśnie dlatego, że zbyt długo zbyt wielu ludzi postępowało zbyt dyplomatycznie. Gdybyśmy mieli jaja, by lata temu, gdy był na to czas, przeprowadzić stanowczą rozmowę i odesłać całą tę obraźliwą bzdurę na jej właściwe miejsce obok astrologii i chiromancji, to nie musielibyśmy o tym rozmawiać teraz. Wykorzystywalibyśmy czas w bardziej pożyteczny sposób. Cóż za marnotrawstwo Oświecenia!
Moje stanowisko jest całkiem jasne. Wierzcie sobie, w co wam się żywnie podoba, ale jeśli chcecie, żebym ja też uwierzył, to przedstawcie dowody albo przygotujcie się na kpiny i żarty. Nie oczekujcie uprzejmej dyskusji. Nie próbuję przy tym nikogo na nic nawracać. Mam gdzieś, w co kto wierzy dopóty, dopóki nie muszę tego wszystkiego wysłuchiwać. A tak przy okazji na przyszłość - dotyczy to też zachowujących się protekcjonalnie ateistów.
Nie interesuje mnie debatowanie na temat tego, czy Bóg istnieje, czy nie. Gówno mnie to obchodzi. Jeśli istnieje, to może sobie podłubać w nosie. Prawdę mówiąc, może ,,zbliżyć się" do siebie - w sensie biblijnym - bo ja nie chcę mieć nic wspólnego z jakimkolwiek bogiem, który zachęca do mordowania w jego imieniu, czyli do tego, co nieustannie robi ten biblijny Bóg pustynny.
W gruncie rzeczy wstydzę się i jestem zażenowany tym, że stworzył mnie ktoś posiadający system tak durnowatych wartości i dlatego właśnie nie obnoszę się z tym. Dalej więc werbalnie pokazuję środkowy palec jego tak zwanej religii, a wy możecie dalej uprzejmie dyskutować, bo kto wie, może osiągniecie jakiś korzystny kompromis i będziecie musieli spędzić na klęczkach tylko połowę życia. To może się wam nawet spodobać. Jeśli jednak nie, to będziecie chociaż mieli jakieś zajęcie, bo przecież o to głównie chodzi, prawda?
Pat Condell
ARE YOU READY TO
RUN...
FLY...
ALL YOUR LIFE
AND...
BE FREE?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz