niedziela, 21 lutego 2016

ABSURDALIA RELIGIJNE - CZ. 2309

 PIEKŁO, NIEBO, PEKŁO, NIEBO... 
czyli
KRÓTKA OPOWIEŚĆ
O NAJWIĘKSZYM PRZEKKRĘCIE W DZIEJACH

Jak wiadomo z historii, wszelcy tyrani (np. Kaligula, Iwan Groźny, Hitler, Stalin, Pol Pot, Saddam) często torturowali swoje ofiary, ale zawsze tylko do momentu wyzionięcia przez nie ducha. Potem zamykali sprawę. Śmierć oznaczała koniec cierpień dla ofiar tortur i fajrant dla oprawców. Śmierć była ucieczką, wybawieniem od bólu na zawsze

Stary Testament, stanowiący pierwsze 2/3 Biblii, w którym okrutny Jahwe i jego wyznawcy przelewają na ziemi hektolitry wszelakiej krwi, nigdzie nie podaje, co dzieje się z człowiekiem po śmierci; jeśli np. jakiś prorok idzie do nieba, to tylko żywcem i w jakimś ,,rydwanie ognia". Umarlak nie ma tam żadnej wartości. Absurdalna koncepcja życia pozagrobowego nie istnieje. Jednak tylko do czasu.

Mianowicie do czasu powstania nowotestamentowej totalitarnej chrześcijańskiej sekty i instytucji kościoła kat. ok. 2000 lat temu, kiedy to wymyślono iście diabelski sposób na podporządkowanie sobie śmiertelników na tym ziemskim padole. Otóż powiedziano im, że jeśli będą popełniać grzechy (tj. np. onanizować się czy wyrażać krytykę wobec władzy religijnej), to po śmierci znajdą się w bardzo specjalnej sali tortur zwanej piekłem. Będą tam wrzuceni do ognia, wrzącej smoły lub siarki, a ulga nie będzie wchodziła w grę, bo nigdy nie nastąpi. Nigdy! Ich męki (,,płacz i zgrzytanie zębów") będą trwały wiecznie.
|||||
|||
|
Przede wszystkim miejmy nasze dni ostatnie zawsze przed oczyma i zawsze bójmy się wiecznej męki.
św. Pachomiusz
 ***
Bójcie się dnia Sądu Ostatecznego, bójcie się piekła, pragnijcie życia wiecznego z całą żarliwością, zawsze miejcie możliwość śmierci przed oczyma.
św. Benedykt
W porównaniu z tym pobyt w hitlerowskim obozie koncentracyjnym, stalinowskim łagrze czy na polpotowskim polu śmierci to spacer po egzotycznej plaży o zachodzie słońca. Napędzono takiego stracha ciemnemu ludowi, że uniknięcie pobytu w piekle stało się pierwszoplanowym celem życia każdego katolika. Wszystkich też ogarnęła obsesja pójścia po śmierci do nieba.
  
I o to tylko kościołowi i jego cwanemu personelowi w sutannach chodziło - fundamenty najbardziej lukratywnego interesu na świecie zostały położone. Teraz należało tylko dopracować szczegóły: przyjąć biznes-plan i wydać przepisy wykonawcze. Nic prostszego. Stworzono cały katalog grzechów i cennik za ich odpuszczenie. I co ważniejsze, po długich deliberacjach - zwłaszcza na synodach w Rzymie i Kartaginie (251/252 r.) - ustalono, że nikt nie jest w stanie uniknąć grzechu, a w konsekwencji do uzyskania jego odpuszczenia każdy potrzebuje wstawiennictwa kościoła. Nie trzeba dodawać, że wymazanie grzechu (odpust) zależało od jakości pokuty. Najbardziej efektywną ,,pokutą" była ta wyrażona w - jakże by inaczej - brzęczącej monecie, dobrach materialnych i wpływach politycznych. Odpustowy biznes nabierał rozpędu.

Oczywiście wszelka władza świecka szła zawsze ręka w rękę z kościołem, bo za odpowiednią opłatą uzyskiwała narzędzie do trzymania ciemnego ludu za uzdę krótko przy pysku. Klechy obrastały w piórka, tłuszcz i gigantyczny majątek. Jak zawsze zresztą na koszt tegoż ciemnego ludu, bo on to wszystko jak zwykle w ostatecznym rozrachunku finansował.

Dzisiaj kościół bezczelnie domaga się zwrotu swojego majątku - głównie ziemi, której ma najwięcej - lub rekompensaty zań. Jednak ten majątek jest nielegalny, bo wyłudzony pod groźbą; są to dobra otrzymane za usługi pośrednictwa w transferze ludzi do fikcyjnego raju i chronieniu ich (od kołyski po grób) przed wiecznym potępieniem w równie fikcyjnym piekle. Przy czym z usług tych nie można było  zrezygnować (apostazja oznaczała śmierć). Współcześnie swój majątek na podobnej zasadzie zdobywa mafia.

Każda próba zlikwidowania ogólnospołecznej opłaty odpustowej, tzw. funduszu kościelnego, który jest jedną z form (nie najistotniejszą zresztą) finansowania kościoła przez państwo ze środków publicznych wywołuje gwałtowny wzwód pod sutannami. Na każdą wieść o możliwym odcięciu od państwowej kasy, purpurowe pasożyty podnoszą larum, krzycząc, że ich firmie dzieje się ogromna krzywda. Wrażliwa władza natychmiast więc uspokajająco głaszcze laski panów biskupów zapewniając np., że wszystkie swoje posunięcia będzie konsultowała z episkopatem (niczym pies pytający pchły, czy może je wyiskać). Co za wyrozumiałość i takt! Ostatnio nawet świecki do bólu rząd zaPiSał w tegorocznym budżecie 8 dodatkowych baniek na zwiększenie (wynoszącego 90 milionów PLN) funduszu kościelnego. A to jest tylko preludium do następnych zbożnych uczynków władzy, by się przysłużyć i zasłużyć. Cóż, bez kaski nie ma łaski!

                                                         
BIAŁE
                  MUSI POZOSTAĆ                 
BIAŁE
                                                         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz