Słyszę, że jednym z ataków teistów przeciwko ateistom jest - Czyli wy ateiści myślicie, że wiecie wszystko? Myślicie, że jesteście wystarczająco bystrzy, żeby wiedzieć wszystko? Myślicie, że nauka może wszystko rozgryźć? ,,Są takie rzeczy na niebie i ziemi, Horacjo, o których się nie śniło twoim mędrcom...". Cytat pochodzi od mojego dobrego przyjaciela, pana Słabego Charakteru, ale śpiewka jest wciąż ta sama: ateiści są aroganccy i uważają, że nie potrzebują boga, bo dali radę sami wszystko rozgryźć. Uważam, że ludzie, którzy wysuwają to oskarżenie mylą styl z treścią. Jestem agresywnym krzykaczem, natarczywym, mówiącym bez ogródek ateistą; i jestem dupkiem, ale to, co twierdzę nie jest w najmniejszym stopniu aroganckie. Trudno o coś bardziej pokornego. To jest zwyczajne - ,,nie wiem".
Nie wiem jak świat został stworzony. Nie wiem jak znaleźli się w nim ludzie. Jest sporo trafnych domysłów i cały czas sprawdzamy te domysły, próbując odkryć, w którym miejscu są błędne. Nauka bardzo pomaga, ale nie wiemy. I może nigdy nie będziemy wiedzieć. Chodzi mi o to, że my wszyscy żyjący teraz nigdy nie będziemy wiedzieć, i z prawie takim samym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że żaden człowiek nigdy będzie wiedział. Nie damy rady. Będziemy się zbliżać, będziemy wiedzieć coraz więcej. Przypuszczam, że teoria strun może wyjaśnić parę rzeczy, ale nie wiem. Ni cholery nie kumam teorii strun. Ewolucja mnóstwo wyjaśnia. Wydaje mi się, że coś z tego ogarniam. Wydaje się, że dzięki ewolucji megaliony rzeczy składają się w logiczną całość. Jest ona odpowiedzią na wiele pytań, na które przed Darwinem trzeba było odpowiadać - ,,nie wiem." Teoria ewolucji ciągle, wiecie, ewoluuje - ciągle się zmienia. Teraz wiemy dużo, ale liczba tych ,,nie wiem" jest wciąż nieskończona. Czyż nie ma kilku rodzajów nieskończoności? Ja, kurde, nie wiem. Na pewno nie czaję nieskończoności. Co oznacza trwać w nieskończoność? Nie wiem. Oto jak ja, Penn, prosty zmywacz naczyń, współpracownik Harolda, bym ujął ten prosty fakt, to proste stwierdzenie faktu: ,,nie wiem".
Gdzie jest ta pokora teistów? Nie ma jej. Co dla mnie oznaczałaby wiara w boga? Otóż oznaczałaby, że wiem. Nie że może mi się zdarzyć wiedzieć coś o Kerouac'u, Tajlandii, ciekłym azocie czy tożsamości wektorów rachunku całkowego, ale że wiem, iż istnieje wszechwiedząca, wszechmogąca, wszechobecna moc we wszechświecie, której istnienia nie mogę dowieść; ale że wiem, bo wierzę. Wiem, bo mówię, że wiem. Wyczuwam ją. Może nawet wydawałoby mi się, że ta siła działa na rzecz dobra. Może nawet pokrywa się ona z miłością. Może wiem, że ta siła we wszechświecie obdarza nas życiem wiecznym i że bardzo mocno ją obchodzi, gdzie wpycham swojego pieprzonego fiuta. Może bym też wiedział, że istnieje nadrzędna władza we wszechświecie i że ta nadrzędna władza o mnie dba.
Oczywiście nie wszyscy, którzy wierzą w boga wierzą w te wszystkie rzeczy. Ale to nie ma znaczenia - jakkolwiek określają oni boga, mówią, że wiedzą. Nie ma tu żadnej pokory. Wierzą, bo mówią, że wierzą. Niektórzy wierzący w boga wypaczają sens do takiego stopnia, że... no cóż, nawet ja mógłbym powiedzieć, że wierzę w boga. Niektórzy mówią - Bóg jest miłością, a potem rzucają ci wyzwanie: i co, nie wierzysz w miłość? Jednak jeśli X = Y, to po co ten pieprzony X? Wystarczy trzymać się Y. Po co nazywać boga miłością? Dlaczego nie nazywać miłości... miłością? ,,Bóg jest pięknem." W porzo. Jak zmienisz znaczenie słowa, to możesz mnie skłonić do przyznania, że w nie wierzę. Powiedz mi - ,,Bóg jest bekonem", albo że ,,Bóg jest cyckami", a będę kochał i wychwalał boga, ale dlatego, że zmieniłeś tylko słowo, nie ideę.
Niektórzy sądzą, że bóg wysłuchuje modlitw. Sądzą, że ich modlitwa może wpłynąć na zachowanie wszechmocnej, wszechwiedzącej potężnej istoty. Skąd to wiadomo? Dlaczego ze świecą szukać ludzi, którzy w TV powiedzieliby, że za sprawą boga przegrali jakiś głupi mecz, albo że pożarem domu spowodowali śmierć dziecka? Jak to jest, że za każdym razem, gdy ktoś mówi - ,,zabiłem całą swoją rodzinę z nakazu boga", ludzie religijni uważają takiego wierzącego mordercę za szaleńca? Nigdy nie spotyka się religijnych ludzi mówiących - ,,Może to morderstwo było cudem? Może bóg znowu wprost do nas przemawia?"
A może oni też nie wierzą w te bzdety?
Nie wiem jak świat został stworzony. Nie wiem jak znaleźli się w nim ludzie. Jest sporo trafnych domysłów i cały czas sprawdzamy te domysły, próbując odkryć, w którym miejscu są błędne. Nauka bardzo pomaga, ale nie wiemy. I może nigdy nie będziemy wiedzieć. Chodzi mi o to, że my wszyscy żyjący teraz nigdy nie będziemy wiedzieć, i z prawie takim samym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że żaden człowiek nigdy będzie wiedział. Nie damy rady. Będziemy się zbliżać, będziemy wiedzieć coraz więcej. Przypuszczam, że teoria strun może wyjaśnić parę rzeczy, ale nie wiem. Ni cholery nie kumam teorii strun. Ewolucja mnóstwo wyjaśnia. Wydaje mi się, że coś z tego ogarniam. Wydaje się, że dzięki ewolucji megaliony rzeczy składają się w logiczną całość. Jest ona odpowiedzią na wiele pytań, na które przed Darwinem trzeba było odpowiadać - ,,nie wiem." Teoria ewolucji ciągle, wiecie, ewoluuje - ciągle się zmienia. Teraz wiemy dużo, ale liczba tych ,,nie wiem" jest wciąż nieskończona. Czyż nie ma kilku rodzajów nieskończoności? Ja, kurde, nie wiem. Na pewno nie czaję nieskończoności. Co oznacza trwać w nieskończoność? Nie wiem. Oto jak ja, Penn, prosty zmywacz naczyń, współpracownik Harolda, bym ujął ten prosty fakt, to proste stwierdzenie faktu: ,,nie wiem".
Gdzie jest ta pokora teistów? Nie ma jej. Co dla mnie oznaczałaby wiara w boga? Otóż oznaczałaby, że wiem. Nie że może mi się zdarzyć wiedzieć coś o Kerouac'u, Tajlandii, ciekłym azocie czy tożsamości wektorów rachunku całkowego, ale że wiem, iż istnieje wszechwiedząca, wszechmogąca, wszechobecna moc we wszechświecie, której istnienia nie mogę dowieść; ale że wiem, bo wierzę. Wiem, bo mówię, że wiem. Wyczuwam ją. Może nawet wydawałoby mi się, że ta siła działa na rzecz dobra. Może nawet pokrywa się ona z miłością. Może wiem, że ta siła we wszechświecie obdarza nas życiem wiecznym i że bardzo mocno ją obchodzi, gdzie wpycham swojego pieprzonego fiuta. Może bym też wiedział, że istnieje nadrzędna władza we wszechświecie i że ta nadrzędna władza o mnie dba.
Oczywiście nie wszyscy, którzy wierzą w boga wierzą w te wszystkie rzeczy. Ale to nie ma znaczenia - jakkolwiek określają oni boga, mówią, że wiedzą. Nie ma tu żadnej pokory. Wierzą, bo mówią, że wierzą. Niektórzy wierzący w boga wypaczają sens do takiego stopnia, że... no cóż, nawet ja mógłbym powiedzieć, że wierzę w boga. Niektórzy mówią - Bóg jest miłością, a potem rzucają ci wyzwanie: i co, nie wierzysz w miłość? Jednak jeśli X = Y, to po co ten pieprzony X? Wystarczy trzymać się Y. Po co nazywać boga miłością? Dlaczego nie nazywać miłości... miłością? ,,Bóg jest pięknem." W porzo. Jak zmienisz znaczenie słowa, to możesz mnie skłonić do przyznania, że w nie wierzę. Powiedz mi - ,,Bóg jest bekonem", albo że ,,Bóg jest cyckami", a będę kochał i wychwalał boga, ale dlatego, że zmieniłeś tylko słowo, nie ideę.
Niektórzy sądzą, że bóg wysłuchuje modlitw. Sądzą, że ich modlitwa może wpłynąć na zachowanie wszechmocnej, wszechwiedzącej potężnej istoty. Skąd to wiadomo? Dlaczego ze świecą szukać ludzi, którzy w TV powiedzieliby, że za sprawą boga przegrali jakiś głupi mecz, albo że pożarem domu spowodowali śmierć dziecka? Jak to jest, że za każdym razem, gdy ktoś mówi - ,,zabiłem całą swoją rodzinę z nakazu boga", ludzie religijni uważają takiego wierzącego mordercę za szaleńca? Nigdy nie spotyka się religijnych ludzi mówiących - ,,Może to morderstwo było cudem? Może bóg znowu wprost do nas przemawia?"
A może oni też nie wierzą w te bzdety?
Penn Jillette
(ze wstępu do książki)
(ze wstępu do książki)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz