Mogę żyć z wątpliwościami, niepewnością i niewiedzą. Wydaje mi się, że jest ciekawiej żyć nie wiedząc, niż znać odpowiedzi, które mogą być błędne. Mam przybliżone odpowiedzi i wiarygodne przekonania o rozmaitym stopniu pewności o rozmaitych rzeczach, ale nie jestem niczego pewien w stu procentach, a o wielu rzeczach nie mam w ogóle pojęcia; np. takich jak to, czy ma sens pytanie, dlaczego tu jesteśmy, i co takie pytanie może znaczyć. Mogę o tym trochę podumać, ale gdy nie uda mi się niczego wykoncypować, przechodzę do czegoś innego. Ale nie muszę znać odpowiedzi. Nie boję się niewiedzy czy bycia zagubionym w tajemniczym bezcelowym wszechświecie, bo na tym to wszystko, o ile mi wiadomo, prawdopodobnie właśnie polega. Wcale mnie to nie przeraża.
Richard Feynman
***
Geniusz po prostu się NIE BOI.
A bezmyślna trzoda?
Cóż, ona najpierw klęka
i słucha boga w sutannie:
wie wszystko od niego,
wszystkiego jest pewna;
ale trzęsie się ze strachu,
i słucha boga w sutannie:
wie wszystko od niego,
wszystkiego jest pewna;
ale trzęsie się ze strachu,
a niby się NIE LĘKA...
***
***
Większość naukowców, których znam nie dba o religię nawet na tyle, żeby nazywać się ateistami.
Steven Weinberg
***
Nie dziwię się tym naukowcom. Określanie się mianem ateisty (a-teisty), czyli nie-teisty, a więc stawianie się w intelektualnej i każdej innej opozycji do tych, którzy ,,wierzą w Boga" i między innymi indoktrynują nawet najmłodsze dzieci żenującymi bzdurami w rodzaju tych prezentowanych poniżej, jest uwłaczające dla każdej szanujących się, racjonalnie myślącej osoby.
Ten ich Bóg to niewiarygodnie tępy ćwok, będący obrazem swoich prymitywnych wynalazców sprzed tysięcy lat, którzy nie mieli bladego pojęcia, co w przyrodzie jest grane. Nawet nie trzeba być fachowcem w dziedzinie fizyki czy biologii, żeby to stwierdzić na podstawie podejścia Wszechmogącego do stworzenia wszechświata. Qrde, facet najpierw stwarza niebo i ziemię, później światłość, tj. dzień i noc, rośliny, słońce (źródło życia - m.in. roślin - którego nie uważa za gwiazdę!), księżyc (najwyraźniej świecący własnym światłem), a na końcu gwiazdy... O sześciu dniach nie wspomnę, bo jest to z pewnością ,,metafora" (z dupy, jak każda inna w tej branży), a wiadomo, że z metaforami się nie dyskutuje...
Ten ich Bóg to niewiarygodnie tępy ćwok, będący obrazem swoich prymitywnych wynalazców sprzed tysięcy lat, którzy nie mieli bladego pojęcia, co w przyrodzie jest grane. Nawet nie trzeba być fachowcem w dziedzinie fizyki czy biologii, żeby to stwierdzić na podstawie podejścia Wszechmogącego do stworzenia wszechświata. Qrde, facet najpierw stwarza niebo i ziemię, później światłość, tj. dzień i noc, rośliny, słońce (źródło życia - m.in. roślin - którego nie uważa za gwiazdę!), księżyc (najwyraźniej świecący własnym światłem), a na końcu gwiazdy... O sześciu dniach nie wspomnę, bo jest to z pewnością ,,metafora" (z dupy, jak każda inna w tej branży), a wiadomo, że z metaforami się nie dyskutuje...
|||||
|||
|
Te śmierdzące brednie są niejednokrotnie czytane do snu (tylko pozazdrościć!) przejętym dzieciom przez ich ukochanych rodziców, babcie, dziadków... Czyż nie jest to jedna z najbardziej destrukcyjnych form poznawczego oszustwa?
Co gorsza, wszystkie te debilne dyrdymały są pewne, bo znajdują się w Świętych Księgach. Ponadto w kwestiach, które są oparte na objawieniu i dogmacie stwierdzenie ,,nie wiem" (w sensie Feynmana - patrz cytat powyżej) nie istnieje. Na tym właśnie polega obrzezanie psychiki najmłodszych. Dalej wystarczy tylko porządnie napędzić trzodzie stracha piekłem, pobajerować niebem i już Kkorporacja ma z górki. Kolejne pokolenie tragicznie stracone. Łącznie z obecnymi i przyszłymi sternikami Rzeczpospolitej Parafialnej. A czarna dziura ssie. Jest git...
Alleluja i do przodu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz