
Przez 1700 lat
sekta chrześcijańska
nie robiła niczego poza szkodzeniem.
Wolter
***
Teraz to już prawie 2000 lat - jak ten czas leci!

***
Kościół nigdy by nie uznał człowieka świętym za zasługi w reformowaniu finansów, prawa karnego czy sądownictwa. Taki zwyczajny wkład do ludzkiego dobrobytu byłby postrzegany jako nieistotny. Nie sądzę, by w całym kalendarzu był choć jeden święty, którego świętość wynikałaby z jego użytecznej pracy na rzecz dobra publicznego.
Bertrand Russell
***
Te sugerowane przez Bertranda Russella banalne zasługi/kwalifikacje ewentualnego kandydata do świętości są przez Kkorporację zabobonu kompletnie ignorowane. Jego CV ląduje w koszu. Absolutnie minimalne wymagania to powiedzmy doznawanie za życia wizji psychotycznych (tzn. ,,mistycznych"); wspieranie gorącą modlitwą takich ,,dobroczyńców" ludzkości, jak Mussolini, Hitler, Franco, Pinochet; dokonywanie ,,cudów" (np. terapia choroby Parkinsona) na (dość dużą) odległość, bo z zaświatów; skuteczne ukrywanie wielebnych pedofilów i wiele innych chwalebnych dzieł.
Przede wszystkim należy zdać sobie sprawę z tego, że certyfikat świętości to rzecz niezwykle poważna i nie wolno go profanować jakimiś wulgarnymi doczesnymi działaniami albo gratyfikacjami finansowymi w rodzaju nagrody Nobla czy innymi równie prozaicznymi. Przede wszystkim panie Russell...
NE MISCEANTUR SACRA PROFANIS
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz